Strona główna > Artykuł

"Kanar" - Urszula Żółtowska-Tomaszewska

Polskie Radio

Poniedziałek, 20 czerwca, godzina 18.15, Program 3. Na słowa "bileciki do kontroli" wielu Polaków dostaje gęsiej skórki. Nie bez powodu. Przykładowo w Warszawie co piąta osoba ich nie kupuje. Kontrolerzy są teraz nielubianą grupą zawodową, choć profesja ta cieszyła się niegdyś dużą estymą.

fot.

Kontrola z tradycjami

- W społeczeństwie funkcjonuje  ogólne przeświadczenie, że "kanar" to zły człowiek – mówi jeden ze stołecznych kontrolerów.

Bohater reportażu pracę tą wykonuje od dwóch lat. Do tego zawodu popchnęła go sytuacja losowa. Wcześniej uczył wychowania fizycznego. Początkowo do nowej profesji podchodził sceptycznie. Dzisiaj czuje się do niej bardzo przywiązany. Jego kolega kontrolą biletów zajmuje się już od dwudziestu lat. Łączy ją z pracą w szkole i prowadzeniem zespołów artystycznych. Choć obaj są barwnymi i sympatycznymi ludżmi nieuczciwi pasażerowie traktują ich jak wrogów.

Marek Śliwiecki, kierownik Działu Kontroli Biletów ZTM w Warszawie podkreśla, że w stolicy korzystanie z komunikacji miejskiej bez ważnego biletu jest prawdziwą plagą. – Robią to zarówno dorośli jak i młodzież. Sami rodzice często uczą swoje dzieci kombinowania w tym zakresie. Uważa się, że nie jest to kradzież, a to przecież okradanie współobywateli – przekonuje.

Wielu jazdę bez biletu postrzega jako normę. Gdy taka osoba zostaje przyłapana na "gorącym uczynku" często rozpoczyna się awantura. Padają różne, czasem irracjonalne argumenty. – Kiedyś mężczyzna urodzony w Warszawie tłumaczył mi, że nie wie do czego służą kasowniki – wspomina jeden z kontrolerów. Inaczej zachowują się obcokrajowcy, gdy nie mają biletu przyznają się do błędu i płacą karę.

Jak zauważa  Marcin Kozoń z Klubu Miłośników Komunikacji Miejskiej w Warszawie niegdyś obraz kontrolera w polskim społeczeństwie różnił się diametralnie od tego znanego nam obecnie. – Kontroler zwany wtedy konduktorem był szanowany na równi z policjantem. On nigdy nie mówił, że idzie do pracy, on szedł na służbę.

Geneza tego zawodu wiąże się z powstaniem szynowego transportu zbiorowego w drugiej połowie XIX wieku. – Wówczas wagon nie ruszał z przystanku dopóki wszyscy pasażerowie nie zapłacili za przejazd. Była więc silan presja społeczna, by bilet został jednak wykupiony.

Wtedy też zaczęto posługiwać się określeniem "kanar", które na początku nie miało pejoratywnego zabarwienia. Nadano je ze względu na czapkę w kolorze żółtym będącą konduktorskim atrybutem.

Ostatni "prawdziwy" konduktor zniknął z warszawskiej komunikacji zbiorowej w 1969 roku. Do autobusów i tramwajów wprowadzono kasownik, a w efekcie na masową skalę rozpoczęły się znane nam dzisiaj "lotne" kontrole biletów.

/