Strona główna > Artykuł

"Razem i do końca" - Ewelina Karpacz-Oboładze

Polskie Radio

- Nie mogliśmy normalnie pracować, żyć. Przestała istnieć klasa średnia. Wszędzie trzeba było płacić. W sądach, milicji, służbie podatkowej. Niczego dobrego nie było, był po prostu strach - mówi jeden z Ukraińców, którzy trafili do Polski na leczenie.

Jeden z działaczy na Majdanie Niepodległości w Kijowiefot. Mstyslav Chernov/Unframe/Wikimedia Commons/CC

"Razem i do końca" - reportaż Eweliny Karpacz-Oboładze (Trójka/Reportaż)

Centralny Szpital Kliniczny Ministerstwa Spraw Wewnętrznych był pierwszą placówką, która przyjęła na leczenie poszkodowanych podczas niedawnych wydarzeń na Ukrainie. Obecnie w szpitalu przebywa 13 Ukraińców. Wśród pacjentów jest muzyk występujący na weselach, prywatny przedsiębiorca z branży budowlanej, student i lwowski elektryk.
Jak mówią rozmówcy Eweliny Karpacz-Oboładze, choć podczas protestów zostali poważnie ranni (niektórzy przez resztę życia będą kalekami) nie żałują, że wzięli w nich udział. Zaznaczają, że po prostu nie mogli inaczej postąpić. Większość z nich deklaruje, że jak tylko wróci do kraju uda się do jednostki poborowej. - Jeśli coś się zacznie, nie chcę siedzieć w domu - podkreśla jeden z ukraińskich pacjentów.
Protesty na Ukrainie: serwis specjalny >>>
- Majdan był jak oddzielne państwo. Poza placem życie toczyło się spokojnie. Działały urzędy, kluby. Ludzie żyli normalnie, codziennym życiem, jakby to, co się działo ich nie dotyczyło - tłumaczy jeden z Ukraińców. - W protestach brali udział ludzie, którzy mówili po ukraińsku, rosyjsku, polsku, rumuńsku, węgiersku. Wszyscy byli obywatelami Ukrainy, przybyli z różnych stron - dodaje kolejny rozmówca.

Każdy na Majdanie miał swoje obowiązki. Jedni pracowali na kuchni, roznosili jedzenie. Inni pomagali w tworzeniu sieci Wi-Fi, by poprzez internet informować o tym, co się dzieje na kijowskim placu. - Na początku nie wiedziałem, co mógłbym robić. Pomagałem roznosić jedzenie, budować barykady i je chronić. Później powstał pomysł stworzenia drewnianego barbakanu do prezentowania sztuki malarzy rewolucyjnych. Dyżurowałem tam, dbałem o czystość - wspomina jeden z Ukraińców.
- Sądzę, że nasz naród się odrodził. Wydaje mi się, że gdybyśmy w grudniu zwyciężyli, gdyby - tak jak w normalnym demokratycznym kraju - rząd podał się do dymisji po wielkiej pokojowej demonstracji, to połowa Ukrainy by tego po prostu nie zrozumiała. A tak wszyscy wiedzą, że są Ukraińcy, jest godność i jest naród. I to jest dla mnie bardzo ważne - dodaje jeden z uczestników wydarzeń w Kijowie.

Reportaż na moje.polskieradio.pl - słuchaj, kiedy chcesz >>>

Do słuchania "Reportaży" w Trójce zapraszamy od poniedziałku do czwartku o godz. 18.15.
(kk, ei)