Data publikacji:
2014-05-22
Strona główna > Artykuł
9 Reportażystów Roku, 9 opowieści
Polskie Radio
Pomylone adresy, utopione mikrofony, straszne miejsca oraz udawane pogrzeby - to wszystko przytrafia nam się na reporterskiej drodze. Ponieważ w tym roku konkurs "Melchiory" kończy 10 lat, poprosiliśmy dotychczasowych laureatów, by opowiedzieli nam o swoich najciekawszych spotkaniach, nagraniach, wydarzeniach związanych z pracą reportera.
fot.
Jolanta Rudnik (Radio Koszalin):
"Zatelefonowała do mnie Hanna Bogoryja-Zakrzewska i poprosiła o nagranie rozmowy z kobietą, która mieszka w Słupsku. Nagranie miało być częścią reportażu na temat dziedziczenia długów. Hania podała mi numer telefonu osoby, z którą miałam rozmawiać. Skontaktowałam się z nią i umówiłam na spotkanie – sympatyczna pani podała mi nazwę ulicy i, oczywiście, numer domu. W umówionym terminie pojechałam do Słupska i znalazłam podaną mi ulicę. Gorzej było ze znalezieniem domu. W miejscu, gdzie teoretycznie powinien on stać, był cmentarz. Lekko zdenerwowana zatelefonowałam ponownie do potencjalnej rozmówczyni: – Jestem na ulicy, którą mi pani podała, ale pod tym numerem nie ma domu, jest cmentarz. Po krótkiej rozmowie padło zasadnicze pytanie: – A w którym mieście pani jest, pani redaktor? – W Słupsku – odpowiedziałam. – To raczej mnie pani nie znajdzie, bo ja mieszkam w Szczecinie".
Hanna Bogoryja Zakrzewska (Studio Reportażu i Dokumentu PR):
"Dawno temu jechaliśmy z Ernestem Zozuniem do wsi za Hrubieszowem. Zapytaliśmy o drogę w Hrubieszowie: "Prosto na Strzyżów i za Dębinką w lewo". Dojechaliśmy do Strzyżowa a Dębinki nie było. Zapytaliśmy ponownie o drogę. "Prosto na Hrubieszów i za Dębinką w prawo”. Znowu dotarliśmy do Hrubieszowa a Dębinki nie było. Gdy jeszcze 2 razy zrobiliśmy kółko, zapytaliśmy jak wygląda ta wioska „Jaka wioska? To młode dęby przy drodze”. Śmialiśmy się z Ernestem, że my, reporterzy śledczy, nigdy nie potrafimy wyśledzić prostej drogi do domu naszych bohaterów."
Jan Smyk (Radio Białystok):
Chciałem opowiedzieć historię Edwarda Linde-Lubaszenko, znanego aktora. Umówiłem się z nim z dużym wyprzedzeniem w Warszawie. Przyjechałem na miejsce. Czekam 30 minut - nie ma go. Godzinę - nadal go nie ma. Po ponad godzinie z taksówki wysiadł ucharakteryzowany pan i powiedział: "Mam dla Pana dziesięć minut". Namówiłem go na 40 minut opowieści i tak powstał reportaż "Podwójnie chrzczony".
Patrycja Gruszyńsk-Ruman (Studio Reportażu i Dokumentu PR):
"Pracowałam nad reportażem "Dwie twarze pana Tomka". Miał on przedstawiać relacje między uciekającym przed płatnym mordercą mafiozem - "Komandosem" i nawracającym go Michałem Wysockim - z zakonku franciszkańskiego. Kiedy zakończyłam nagrania, "Komandos" został zastrzelony. Ta wiadomość dotarła do mnie, kiedy byłam na wakacjach. Po powrocie do Warszawy uznałam, że potrzebna jest scena z pogrzebu. Poprosiłam proboszcza z kościoła na Wólce Węglowej, gdzie "Komandos" został pochowany o udostępnienie na dwadzieścia minut kościoła. Umówiłam się z organistą, że zacznie grać, a z Michałem Wysockim, że ponownie odczyta swoją mowę pogrzebową. W przerwie między pogrzebami weszliśmy do kościoła, organista zaczął grać a ja rejestrować wszystko dla radia. Żałobnicy czekający na pogrzeb, który miał się odbyć za dwadzieścia minut na dźwięk marsza pogrzebowego weszli do kościoła i zajęli miejsca w ławkach. Michał zgodnie z planem zaczął odczytywać mowę pogrzebową. Padły słowa że zmarły był na przestępczej drodze, choć bliski nawrócenia. Kiedy Michał doszedł do słów "Zginął od pięciu kul w plecy" w kościele zapanowało ogromne poruszenie. Ludzie zaczęli szeptać, patrzeć się na siebie. Podeszłam w końcu do Michała i powiedziałam, że trzeba tym ludziom wyjaśnić całą sytuację. "Proszę państwa, to nie ten pogrzeb" - wyjaśnił Michał i kontynuował swoją mowę."
Alicja Grembowicz (Studio Reportażu i Dokumentu PR):
"Robiłam audycję dotyczącą Matki Ziemi i poszłam do pewnego Profesora. Zadałam mu jedno krótkie pytanie. Zaczął odpowiadać. Mija 20 minut, a on odpowiada dalej. Trwało to chyba z pół godziny. Po zakończonej wypowiedzi Profesor uśmiechnął się szeroko i mówi: "Jest Pani pierwszym dziennikarzem, który tak pięknie słucha". Zmieszana odpowiadam: "Ale ja Panie Profesorze nic nie zrozumiałam. Teraz poproszę jeszcze raz, tylko językiem dla ludzi, a nie dla aniołów". Uśmialiśmy się serdecznie i Profesor udzielił mi prostej jednominutowej wypowiedzi."
Cezary Galek (Radio Zachód):
"Dawno temu jako młody, głodny sensacyjnych tematów reporter towarzyszyłem grupie miłośników fortyfikacji i poszukiwaczy skarbów w misji zbadania jednego z podziemnych korytarzy Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Podobno na dawnych planach odkryto przejście do nieznanych dotąd jego części. Cel był ambitny, ale i droga niełatwa. Aby poznać miejsce ukrycia przez nazistów niesamowitych skarbów w tym bursztynowej komnaty, trzeba było pokonać sieć podziemnych, miejscami bardzo wąskich tuneli. Z ciężkim sprzętem do nurkowania i lżejszym, ale też nieporęcznym do nagrywania, czołgając się w kurzu i błocie po 2 godzinach dotarliśmy do celu. Koledzy wciągali kombinezony, a ja nagrywałem ostatnie zdania przed sukcesem, który za chwilę miał się stać naszym udziałem. Nurkowie powoli zaczęli zanurzać się w ciemnogranatowej czeluści zalanego szybu gdy nagle... czar prysł. Woda sięgała im zaledwie do piersi, dalszego przejścia nie było - reportażu również."
Katarzyna Michalak (Radio Lublin):
"Spotkałam ją w drodze do radia. Miała może 11 lat, a w nietypowych dla cyganek - niebieskich oczach była bystrość i wielka ciekawość. Przyjechała do Polski z całą rodziną, po to, by - jak to okresliła - "zbierać". Już podczas naszego pierwszego spotkania poczułam wielką potrzebę nagrywania naszych rozmów. Były zwyczajne: o marzeniach, o rodzinie, o Mołdawii. Nic, co nadawałoby się na antenę. Pewnego dnia Ewa znikła. Minął miesiąc, potem drugi. W miejscu, w którym ja spotykałam, pojawiła się kilkunastoletnia dziewczyna. "Ewa wyjechała, żeby sie żenić" - powiedziała.I tak powstał mój pierwszy ważny reportaż. Ale nie tylko dlatego, idąc do pracy wciąż wypatruję Ewy"
Anna Kaczkowska (Radio Lublin):
"Lubelski zamek, posadowiony na wysokim wzgórzu, robi na moich gościach zawsze duże wrażenie. Po zakamarkach tej budowli, po piętrach, schodach, podziemiach krążyłam pewnego dnia z bohaterką reportażu i dwojgiem jej gości. Pani Magda wiedziała, że urodziła się tutaj, w jednej z więziennych cel. Wiedziała, że rodziców aresztowano wiosną 1949 roku za wspomaganie żołnierzy WiN, że byli bici, że skatowana matka umierając, zdążyła ją przedwcześnie wydać na świat. Tyle opowiedział jej ojciec, który wywieziony, szczęśliwym zbiegiem okoliczności ocalał i po siedmiu latach, już na wolności, dowiedział się o istnieniu córki. Jednego pani Magda, dziś matka dwóch córek, nie mogła sobie wyobrazić – kto i w jaki sposób pomógł jej, osieroconemu noworodkowi, przetrwać więzienny koszmar? Bo od urodzenia, niemal przez trzy lata, była nieformalnym więźniem zamku. Potem trafiła do domu dziecka. Chodzimy więc z dwojgiem byłych więźniów politycznych: z panią Karoliną i panem Józefem, którzy po pół wieku, nie bez emocji, po raz pierwszy przekroczyli zamkowe progi. Szukają „swoich” miejsc i wspominają, że były cele matek, bo zdarzało się, że skazane rodziły. Karmiły więc piersią i Magdę. W pewnym momencie, na samym dole, pani Karolina pokazuje toaletę i mówi, że to było miejsce najstraszniejsze. Tam był karcer, ciemna nora bez okna i w niej powiesiła się jedna z uwięzionych. I tam straszyło. Stamtąd w nocy roznosiły się nieludzkie odgłosy. Tuż obok była dziura w posadzce, odpływ nieczystości i tam strażniczka miała obowiązek zaprowadzić więźniarkę, wynoszącą pełne kubły z celi. Z tym, że i osadzone i klawiszki bały się tego panicznie. Bały się do tego stopnia, że kiedy skazano jedną z więźniarek na izolację w nawiedzonym karcerze, wtedy w więzieniu wybuchł bunt!"
Anna Sekudewicz (Radio Katowice):
Dzięki pracy w radiu zostałam kiedyś dwórką w bajce o "Królewnie śnieżce i siedmiu krasnoludkach". Pamiętam, że królem był Kaziemirz Kutz, lustrem - Kamil Durczok, drugą dwórką - Krystyna Prońko, a kucharką niżyjąca już Krystyna Bochenek. Wtedy wypatrzyła mnie Magda Piekorz i zaprosiła do wzięcia udziału w filmie "Senność". Moja rola rozpisana była na 3 strony. Graliśmy 17 dubli. Koniec końców w filmie gram 17 sekund. Wróciłam do robienia reportaży radiowych, bo one trwają dłużej i można dzięki nim więcej powiedzieć.