Data publikacji:
2022-03-07
Strona główna > Artykuł
"Dworzec Zachodni" - reportaż Adama Bogoryja-Zakrzewskiego
Studio Reportażu i Dokumentu
Dworzec kolejowy Warszawa Zachodnia i sąsiadujący z nim Dworzec autobusowy to miejsca, do których trafiają tłumy uchodźców z Ukrainy. Do Polski w ciągu tygodnia od agresji Rosji na Ukrainę uciekło już ok. pół miliona osób. Obrazy z ucieczki przed wojną widać już przed budynkiem dworca kolejowego. Wózki z małymi dziećmi kołysane przez mamy, dzieci biegające między wypełnionymi po brzegi torami i walizkami. W nich to, co najpotrzebniejsze. Ich dobytek na czas uchodźctwa. Pomimo zmęczenia i niewyspania często potrafią zachować spokój.
Uchodźcy z Ukrainy na dworcu głównym w Szczecinie, 6 marca 2022 roku. W nocy z 5 na 6 bm. specjalny pociąg z Przemyśla przywiózł do Szczecina około pół tysiąca uchodźców, fot. PAP/Marcin Bieleckifot. PAP/Marcin Bielecki
Niektóre Ukrainki – bo wśród uchodźców przeważają kobiety z dziećmi – pieszo próbowały dotrzeć ze Lwowa do przejścia granicznego w Medyce i zbyt ciężkie rzeczy porzucały w przydrożnych rowach. Dzieci – co zaskakuje – bardzo spokojne. Już na peronie podbiegają do nich wolontariusze, częstują kanapkami, słodyczami, napojami, prowadzą w cieplejsze miejsce, do dworcowego hallu. Matki – niektóre z kilkorgiem dzieci, trzymają je blisko, często wyszukują jakiś kąt w poczekalni, bo łatwiej je upilnować.
A na Dworcu Wschodnim wolontariuszki, na kocu rozłożonym na podłodze, zorganizowały punkt zabaw dla dzieci. Te układają klocki, bawią się w chowanego, rysują. Jedna z kilkulatek, poproszona o narysowanie tego, z czym kojarzy dom, przedstawiła dwa czołgi – ukraiński i rosyjski – strzelające do siebie.
Matki i babcie – bo takie również dojechały do Warszawy, starają się szybko wybrać na stoiskach wolontariuszy kanapki czy soki do picia. Wielu chętnych czeka w kolejce na ciepły żurek, chleb z mielonym i ogórkiem. Gdy ich brakuje, szybko pojawiają się warszawiacy, którzy zareagowali na apel wolontariuszy o kończących się kanapkach, zrobili zakupy w sklepie i przynieśli na Dworzec Zachodni siatki z żywnością.
Zaskakuje spokój Ukrainek, które mimo tego, że znalazły się w kryzysowej sytuacji, potrafią zachować rozsądek, dopilnować dzieci i mówić o tym, co je spotkało. To, co widziały – przerażało. Wybuchy pocisków, które nie wiadomo gdzie się spadną. Zdewastowane od wystrzałów budynki cywilne, przedszkola. Alarmy przeciwlotnicze co kilka godzin i… godziny spędzone w zimnych piwnicach, a tylko te dawały większą pewność przeżycia.
Opowiadają o bombardowaniu obiektów strategicznych wokół ich miast ale też o ostrzałach budynków mieszkalnych. O pierwszych ofiarach. W ciągu pierwszego tygodnia wojny na Ukrainie zginęło ok. dwóch tysięcy cywilów. Mówią też o szarej rzeczywistości, kłopotach z kupnem żywności, chłodnych i wilgotnych "schronach", płaczu dzieci, zarwanych nocach i nerwach. Z tego powodu niektóre kobiety mają kłopoty ze snem i apetytem. Teraz ich opuszczonych mieszkań pilnują rodzice lub sąsiedzi. Mówią o dywersantach, współpracujących z wojskami rosyjskimi, opowiadają o przestrogach przed podnoszeniem przypadkowych przedmiotów z chodników, bo te mogą kryć w sobie ładunki wybuchowe.
Na dworcu kolejowym wiele osób czeka w kolejce przed kasami zagranicznymi. Swoje miejsce docelowe wybierają dalej – na Zachodzie. Jedni jadą do Niemiec, inni do Włoch, Francji. Do granicy dojadą za darmo. To miły gest ze strony PKP. Uchodźcy mają też informacje o bezpłatnych dla nich przejazdach za granicą. (W Unii spodziewają się nawet czterech milionów Ukraińców).
Pracownicy warszawskiego ZTM, uczniowie szkół wojskowych, studenci białoruscy i ukraińscy w Warszawie są szalenie uprzejmi. Pomagają uchodźcom taszczyć ciężkie walizki po schodach na perony, wyszukują w Internecie informacji o godzinach odjazdów pociągów. Tylko na nich mogą polegać uchodźcy, gdy jednej nocy przestały na Zachodnim działać elektroniczne tablice informacyjne, zamilkła kolejowa "spikerka" a z peronów zniknęły służby kolei. Podziwiałem spokój matek z dziećmi, zwłaszcza gdy długo musiały czekać na opóźnione pociągi, o których nic nie było wiadomo. Czy i kiedy przyjadą.
Wiele z nich szuka miejsca w Polsce, a pierwszą pomoc otrzymują od wolontariuszy w hallu pobliskiego dworca autobusowego. Tu tłum uchodźców i ludzi dobrej woli. Od razu widać kilka różnych stanowisk, do których ustawiają się uchodźcy. Przy jednych stołach kartony z kanapkami, konserwami, napojami, szamponami i pampersami.
Przy drugim stoliku wolontariusze w laptopach wyszukują dla uchodźców propozycje noclegu, który z własnej woli zaproponowali warszawiacy. Na chętnych czekają już inni – kierowcy, którzy własnymi samochodami rozwożą umęczone rodziny pod wskazane adresy. Przy jeszcze innych stolikach – pomoc medyczna, środki opatrunkowe.
***
Reportaż "Dworzec Zachodni" Adama Bogoryja–Zakrzewskiego został wyemitowany w poniedziałek (7.03) o godz. 18.45 antenie Programu 3.