Strona główna > Artykuł

"Dwie mamy" - reportaż Adama Bogoryja-Zakrzewskiego

Studio Reportażu i Dokumentu

To reportaż o dwóch uchodźczyniach ze Lwowa, 26-letniej Julii - Ukrainki, która prawdopodobnie tej nocy zostanie mamą i to w Dniu Mamy. W szpitalu, pustej sali pacjentów oczekuje na poród wraz ze swoją mamą - panią Tatianą, która pierwszy raz zostanie babcią.

Julia, 26-letnia uchodźczyni ze Lwowa tuż przed porodem w Szpitalu Wojewódzkim w Przemyślu z własnoręcznie zrobioną grzechotką dla nienarodzonej jeszcze córki. Julii towarzyszy mama Tatiana - także uchodźczyni ze Lwowa. fot. A. Bogoryja-Zakrzewski

"Dwie mamy" - reportaż Adama Bogoryja-Zakrzewskiego

Tu pełna klimatu opowieść o ich losie podczas wojny, obawach o zdrowie dziecka i kobiety w ciąży, docieraniu w siódmym miesiącu ciąży pieszo do granicy, w chłodzie i tłumie Ukraińców, uciekających przed rosyjskimi bombami. Uciekała przed bestialstwem wojny w Ukrainie, po to by w spokoju urodzić w Polsce.

- Z domu wyjechałyśmy 24-go lutego, kiedy wybuchła wojna. Granicę przekroczyliśmy dzień później.

Rano usłyszeliśmy syreny. Nie wiedziałyśmy co zrobić. Z mężem wsiadłyśmy do samochodu i myślałyśmy, by wyjechać za miasto. Jadąc spontanicznie zdecydowaliśmy, by jechać dalej. Dojechaliśmy dokąd mogliśmy. Była już taka kolejka samochodów, ze musiałyśmy iść trzydzieści kilometrów do granicy. Samochodów było bardzo dużo.

- Jak pani wytrzymała taka podróż?

- Trochę siedziałyśmy, odpoczywaliśmy. Siedem godzin szłyśmy.

Córeczka (nienarodzona) słyszała syreny. To był strach. Nie mogliśmy wyobrazić sobie, że coś takiego mogło się stać.

- Lekarz zabronił pani dużo chodzić, a pani przeszła trzydzieści kilometrów. 

- Tak wielki strach mnie ogarnął. Myślałam, że będzie dobrze. Gdy byłam w Polsce zrozumiałam na jakie zdecydowałam się ryzyko. Płakałam. Nie można było wezwać karetki. Droga była zamknięta przez autobusy i samochody. Nic nie jechało. Można było tylko iść skrajem drogi. Wzięliśmy jedynie małą torebkę. Ciężko było. Bałam się o dziecko. Było zimno, ale Bóg nam pomógł. Odpoczywaliśmy na ławce i cały czas szłyśmy. Ludzie zostawiali samochody i torby, i szli. Wyrzucali rzeczy w Ukrainie i szli dalej z małymi torebkami. Zostawiali nawet samochody z kluczykami.

Na granicy otrzymała pomoc od znajomej Ukrainki. Przewiozła ją swoim samochodem. To też wspomnienie o pomocy obcych ludzi, tęsknocie za mężem i nieodpartej chęci powrotu do własnego domu.

To w Przemyślu ma zapewnioną bezpłatną opiekę specjalistów, możliwość porodu w jednym w mieście szpitalu wojewódzkim.

Najwięcej porodów było na przełomie marca i kwietnia. Uchodźcy - kobiety zaraz po dzieciach były największą grupą pacjentów , które trafiają do naszego szpitala - mówi Paweł Bugira - rzecznik prasowy Szpitala Wojewódzkiego im. Św. Ojca Pio w Przemyślu. - Do tej pory urodziło się osiemnaścioro dzieci ukraińskich, a na Oddziale Ginekologiczno-położniczym przyjęliśmy ponad siedemdziesiąt pań. Nie wszystkie były w terminie do porodu, natomiast wymagały pomocy medycznej czy szpitalnej czy to ze względu na trudy podróży czy stres i inne czynniki, zwłaszcza na początku wojny, kiedy warunki przekraczania granicy były często nieludzkie. To była jeszcze zima. Wszystkie czynniki tak dawały się ludziom we znaki, przez co mieliśmy więcej hospitalizacji niż obecnie. Teraz jest tylko jedna pani na oddziale położniczym, ale sytuacja jest dynamiczna - dodaje. 

Od rozpoczęcia wojny z Rosją będzie dziewiętnastą Ukrainką, która urodzi w tej placówce. Nie przeszkadzają nawet problemy językowe, obie strony - lekarze, pielęgniarki potrafią - mimo kłopotów z odpowiedziami po ukraińsku czy rosyjsku na temat dolegliwości czy przebytych chorób - porozumieć się z pacjentami.

Czytaj również: 

***

Reportaż "Dwie mamy" autorstwa Adama Bogoryja-Zakrzewskiego został wyemitowany w piątek (27.05) o godz. 0.35 na antenie Programu 1.