Strona główna > Artykuł

"Strach o przetrwanie" - reportaż Adama Bogoryja-Zakrzewskiego o sytuacji kupców z Marywilskiej 44

Studio Reportażu i Dokumentu

Wielu nie potrafi ukryć łez. Stracili wszystko. Część z nich może już sobie nie poradzić. Czy kupcy za spalonej hali przy ulicy Marywilskiej w Warszawie otrzymają realną pomoc? Bez pracy i pieniędzy zostało kilka tysięcy osób. Do tego należy dodać rodziny kupców i dostawców.

Stracili majątek po pożarze. Kupcy hali przy Marywilskiej w Warszawiefot. Adam Bogoryja-Zakrzewski

"Strach o przetrwanie" - reportaż Adama Bogoryja-Zakrzewskiego

Przyjechali na teren pogorzeliska niedługo po zapaleniu się hali – po trzeciej w nocy w niedzielę 12 maja. Jeden z handlowców – Michał z Wietnamu (w ten sposób się przedstawia) – usiłował wejść do hali. Twierdził, że ogień nie objął jeszcze jego boksów. Mówi, że zostawił tam majątek: gotówkę i towar o wartości półtora miliona złotych.vPolicja zabroniła mu wejścia.

Kilka godzin później nadal wpatrywał się w płonącą halę. Siedział na trawie tuż obok płotu okalającego teren handlowy. Nie potrafił ukryć łez i mówił z trudem. O rodzinie, która zostanie bez środków do życia, 70-letniej mamie i córkach. Mają zaledwie cztery i dziewięć lat. Urodziły się w Polsce, a Polska – jak mówi – to jego drugi kraj.

Do powrotu do tego pierwszego – Wietnamu – namawiał go już wcześniej ojciec. Michał nie chciał wracać do biednego kraju. Poza tym w Polsce znalazł swoje miejsce. Handlował już na Stadionie X-lecia, potem – kilkanaście lat temu – po zamknięciu targowiska na stadionie, przeniósł się do hali przy Marywilskiej. Podobne decyzje podjęli inni handlowcy ze stadionu. Podkreślają, że hala przy Marywilskiej to największe centrum handlowe (hurtowe i detaliczne) w Warszawie.

Panowała tu specyficzna atmosfera  niemal rodzinna. Wietnamczycy zajmowali się handlem, a ich dzieci bawiły się obok, również w tej hali. Tu były place zabaw, punkty gastronomiczne, a nawet okolicznościowe koncerty.

Jedna z mieszkanek pobliskiego osiedla wspomina, że dorastała razem z kupcami. – Miałam „swoich Chińczyków i Polaków” – mówi z uznaniem o wybranych kupcach, których traktuje jak dobrych znajomych.

Polscy kupcy przychodzili na teren pogorzeliska aż do zmierzchu. Wielu było załamanych. – Bo jak się czuć kiedy straciło się wszystko, kapitał gromadzony przez kilkadziesiąt lat pracy – mówią podniesionym głosem.

Część z nich zaczynała handlować około 30 lat temu. Rozkładali towar na łóżkach polowych, po to, by po latach dorobić się własnego sklepu. Dzięki tej pracy mogli utrzymać rodzinę.

Odpowiedzi na pytania o ubezpieczenie od pożaru sprawiają im kłopot. Składali się na polisę wykupioną przez właścicielkę hali. Nie są jednak pewni, czy obejmuje skutki pożaru. Nie ubezpieczali jednak towaru. Za drogo – mówi jeden z nich.

Liczą na pomoc. Wojewoda Mazowiecki i prezydent Warszawy mówią wprost, że brak jest w przepisów o pomocy w takim przypadku. Wojewoda zadeklarował starania w celu utworzenia programu specjalnej pomocy. Prezydent Warszawy stworzył specjalne stanowisko w Urzędzie Pracy do obsługi pogorzelców.

>>> Tak spłonęła hala przy Marywilskiej [ZDJĘCIA i NAGRANIA]

***

Reportaż Adama Bogryja-Zakrzewskiego został wyemitowany w środę (15.05) o godz. 18.40 w radiowej Trójce.