Data publikacji:
2013-07-13
Strona główna > Artykuł
Zbigniew Wodecki: nie chciałem nagrać Pszczółki Mai
Jedynka
- Pyknąłem to, ale nie wiedzieliśmy, że to będzie aż 116 odcinków. Zostałem na długie lata pszczołą przypadkiem. Pociągnęła mnie na tych swoich skrzydełkach, pracowite stworzenie - opowiadał w Jedynce Zbigniew Wodecki.
Zbigniew Wodeckifot. PAP/Archiwum/Jarosław Sender
Zbigniew Wodecki, to człowiek orkiestra. Jest piosenkarzem, instrumentalistą i kompozytorem. Występował z orkiestrą symfoniczną Polskiego Radia i Krakowską Orkiestrą Kameralną. Akompaniował Ewie Demarczyk. Jego przeboje "Chałupy Welcome To", "Lubię wracać tam, gdzie byłem", "Zacznij od Bacha", "Z Tobą chcę oglądać świat", czy "Pszczółka Maja" zna i śpiewa cała Polska.
Wodecki przyznaje, że najważniejsza jest klasyka i pokora do każdego rodzaju muzyki. Zagrał zresztą najbardziej nośne rzeczy z muzyki klasycznej: Bacha, Beethovena, Szymanowskiego, Czajkowskiego i Chopina. Umiał przenieść te doświadczenia do muzyki lekkiej. - Nie miałem ambicji, żeby być wielkim piosenkarzem. Był Dąbrowski i Krawczyk. Oni rządzili, byłem zawsze z tyłu. Napisałem swoje piosenki, nie były tak przebojowe jak inne - przyznał skromnie. Jak podkreślił też, to co idzie bardzo szybko do góry, bardzo szybko też spada. A to, co wolno się dociera, dłużej trwa.
Nie każdy wie, że Wodecki działał z kabaretem Anawa. - Marek Grechuta śpiewał tam piosenki, inni koledzy występowali. To było wejście w środowisko studenckie. Czułem się, jak ryba w wodzie. Zawsze stosunek do nauki miałem lekki i ambicje żeby ludzie z moimi skrzypcami chcieli pracować - powiedział Wodecki. Skrzypce doprowadził zresztą do mistrzostwa. Został skrzypkiem w Orkiestrze Polskiego Radia i Telewizji. Ściągnął go Kazimierz Kord od Ewy Demarczyk z którą współpracował. - Miałem szczęście urodzić się w Krakowie w takim czasie, gdzie była masa fantastycznych ludzi, pomnikowych. Ci z którymi grałem przeszli do legendy. Paliliśmy papierosy, piliśmy wódkę. Siedzieliśmy do rana i gadaliśmy o polityce. Wtedy było łatwo, bo były dwa kolory. Wiadomo, co było wybrać - powiedział Wodecki.
Jeden z przebojów Zbigniewa Wodeckiego, to "pomnik rozrywki". Chodzi oczywiście o "Chałupy Welcome To". - Zaśpiewałem to przez przypadek. Bardzo wiele przypadków zadecydowało o moim jestestwie. Wyjechałem pierwszy raz do Ameryki. Piosenkę zaproponował mi Rysiek Poznakowski. Śmieszny numerek i świadomie napisany pastisz trafiony w punkt. Każdy mógł to zaśpiewać z odpowiednią dozą dystansu. Stał się wydarzeniem, bo zrobiono do tego teledysk. Nie dość, że ludzie byli na nim goli, to jeszcze bez majtek. Pierwszy raz w Telewizji Polskiej było pokazane. Amerykanie strasznie się dziwili, że mamy plażę nudystów – powiedział Wodecki.
O tym, że piosenka stała przebojem Wodecki dowiedział już w USA. Robił wtedy zakupy na Jackowie, polskiej dzielnicy w Chicago. Przeczytał o tym w polskiej gazecie. W USA nie chciał jednak zostać. - Nigdy w życiu - powiedział w radiowej Jedynce.
Wodecki wspomina, że miał też propozycję zostania w Niemczech Zachodnich. Wyszła od menadżera trasy, którą miał razem z duetem Marek i Wacek.- Powiedziałem, że mnie to nie interesuje. To był 1982 albo 1983 rok. Nie żałuję. Gdybym się zdecydował, to prawdopodobnie nagrałbym płytę w języku niemieckim. Ale jak ktoś urodził się w Krakowie, to ma przechlapane. To musi wrócić do Polski - powiedział Wodecki.
Dziś można powiedzieć, że w muzyce Wodeckiego nie ma starego i nowego repertuaru. Umiał stworzyć sobie pozycję na rynku jak Frank Sinatra. Wszystkie jego piosenki są aktualne. - To znak, że czas umierać - śmieje się Wodecki. Przyznaje też, że ludzie patrzą na niego, jak na stary zegar, który nadal dobrze bije. - Trzyma mnie adrenalina. Jak starego aktora, który wychodzi na scenie i jeszcze chce się podobać - podsumował Wodecki.
Ze Zbigniewem Wodeckim rozmawiał Paweł Sztompke.
tj